Biuletyn Informacji Publicznej RPO

#Rozmowa-na-dzień-niepodległości. Jak policja w Przemyślu ścigała za koszulkę z napisem KonsTYtucJA na pomniku Szwejka. Anna Mazek, Przemyśl

Data:

To fragment książki „Z urzędu. Nieurzędowy raport ze skarg, rozmów, spotkań z Rzecznikiem Praw Obywatelskich VII Kadencji 2015–2020 Adamem Bodnarem” Jej bohaterowie opowiadają, jak „w trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny” walczą o wartości i prawa zagwarantowane w Konstytucji.

– Kiedy na spotkanie w Stalowej Woli zgłosiło się kilka osób określających się jako „Podkarpackie Rebelianty”, troszkę nas to zmyliło. Co to może być? Czy mamy się spodziewać rebelii na sali?

Anna Mazek[1]: – Jesteśmy grupą nieformalną. Część z nas działała w KOD, potem postanowiliśmy założyć coś swojego, żeby samodzielnie decydować o działaniach. Szły wtedy „Gwiezdne Wojny. Rebelianci”, my też byliśmy postrzegani jako rebelia i tak zostało – jako takie zawadiackie, nieco na przekór zasadom języka. Kolega ze Stalowej Woli opracował nasz znak – z parasolką i odwróconym „J”. Jesteśmy z Przemyśla, Rzeszowa, Mielca, Jarosławia i Stalowej Woli.

Zaczynaliśmy w 2017 r. w Rzeszowie, gdzie pod pomnikiem Czynu Rewolucyjnego odśpiewaliśmy „Odę do Radości”, hymn Unii Europejskiej. Wspominam to z sentymentem, zwłaszcza jak sobie przypomnę, jakie to wydawało się straszne. Nie wiedzieliśmy, jak to się robi. Jak się zorganizować, jak podejść pod ten pomnik, jak śpiewać a capella. Dziś to jest proste, każdy wie, co i jak ma zrobić, ale wtedy…

Kiedy zaczęły się te zmiany w 2015 r. – a zmiany władza przyjmowała głównie po nocach – to oglądanie tego budziło przerażenie. I sprzeciw. To sprzeciw nas połączył, bo ta nowa wersja życia, jaką zaproponowała władza, naprawdę nam nie odpowiadała. Nawet zastanawialiśmy się, jak to opisać – jak ustalić podstawy programowe naszych działań. Ale opracowanie koncepcji programowej wymaga stabilnej sytuacji. A u nas wszystko się ciągle zmienia. Więc – tak jak cała opozycja – po prostu reagujemy. Ale też to działanie, reagowanie – w granicach prawa – to jest to, co nam odpowiada.

Więc kiedy przyjeżdżał na Podkarpacie polityk PiS, jechaliśmy – nawet 150 km, kiedy zaczęło się dziać źle z sądami, stanęliśmy pod sądami.

– Na Podkarpaciu PiS ma duże poparcie.

– PiS jest na Podkarpaciu mocny, owszem, ale ludzie też bardzo pozytywnie na nas reagują. Machają nam, uśmiechają się. Czasem, choć rzadko, ktoś się nawet przyłączy.

Prawda jest taka, że ludzie się tu po prostu boją. Boją się o pracę – bo tutaj praca i kontrakty zależą od władzy.

Dlatego jest mi przykro, kiedy reszta Polski mówi o nas „PIS-owski beton”. Także dlatego, że ludzie, którzy się tu z władzą nie utożsamiają, mogą się czuć naprawdę samotni. To dla nich organizujemy te małe akcje ulotkowe i demonstracje pod sądami. Dla tych, którzy boją się ujawniać poglądy. I dla sędziów.

W Rzeszowie sędziowie nawet wychodzą do protestujących. W Przemyślu zdarzyło się to tylko raz – ale też to bardzo cenimy.

Agresja? Tak. Słyszymy wyzwiska, obelgi, nieraz bardzo wulgarne. Do tego dochodzą nienawistne komentarze w internecie. Taka klasyka o „oderwaniu od koryta”. Z tym że agresji nie ma tak dużo. Atakują nas narodowcy, ale też zwykli przechodnie. Podzieliłabym ich na dwie grupy: jedna to młodzi ludzie, w okolicach dwudziestki, którzy chyba nie interesują się polityką, ale podoba im się to, że można publicznie kogoś lżyć. Są też osoby starsze, dla których jest niedopuszczalne, by krytykować rządzących, którzy tyle dla nich zrobili. Poza tym wierzą, że sądy są kastą, a sędziowie są bezkarni.

– Najwięcej Waszej aktywności zgrupowało się wokół sądów?

– Nie, sądami zajmowaliśmy się ostatnio. Ale mieliśmy akcję „Polska bez podziałów” – jeździliśmy do małych miejscowości, rozdawaliśmy ulotki, śpiewaliśmy „Odę do Radości”. Było kilka prześmiesznych akcji – w Przemyślu budowaliśmy Dwie Wieże, otwarliśmy biuro podróży Kuchciński Air. Były zapisy, kask można było przymierzyć i zrobić zdjęcie na tle samolotu z nartami firmy HEAD.

Rok temu, kiedy słowami roku została „Konstytucja” i „dzban”, zorganizowaliśmy wydarzenie demokratyczno-lingwistyczne w Przemyślu nad Sanem. Wykopaliśmy w śniegu napis „Konstytucja, dzbany” – tak się akurat złożyło, że napis był widziany z siedziby PiS, a trwał, dopóki śnieg nie stopniał.

Poważne demonstracje u nas nie przejdą. Ludziom się tu dobrze żyje, zagrożenia nie czują. Humor jest sposobem, by im pokazać, co się dzieje. Powaga nie pomoże.

I to akurat jest smutne.

Organizujemy też spotkania z ciekawymi ludźmi. Na przykład z sędzią Tuleyą, sędzią Żurkiem, z Nowickim, z Bujakiem… Najpierw to było w salach – ale do sali trzeba wejść, a już samo przekroczenie progu jest deklaracją polityczną. Więc wymyśliliśmy „kafejkę dialogu” – namiot postawiony w uczęszczanym miejscu, z krzesłami, stołem, ciasteczkami, herbatą. Rozmowa się toczy, a każdy może się dołączyć. Zadziałało. Nie, ludzie nie przysiadali się, ale stawali kilka kroków dalej i słuchali. Zawsze mogą powiedzieć, że są tu przypadkiem.

Mieliśmy takie spotkania w Jarosławiu, Stalowej Woli, w Rzeszowie, Mielcu i w Przemyślu. Planujemy następne – zobaczymy, jak wyjdzie.

Wspieramy działania Strajku Kobiet, uczestniczymy w marszach równości, wspieramy wszystkie działania antynacjonalistyczne. Finansujemy się sami. Robimy też zbiórki. Dzięki temu mamy nagłośnienie. Nauczyliśmy się, że nawet z małych imprez warto robić transmisje. Ludzie to oglądają. Nasz fanpage na Facebooku jest kroniką naszej działalności.

Takich grup jak nasza jest w kraju sporo. Kontaktujemy się i wspieramy przez Facebooka. Wspieramy się – bo przecież nie można bez końca chodzić na demonstracje. Chory kolega, który nie może wyjść z domu, drukuje nam ulotki. Ci, co są dobrzy w robótkach ręcznych, robią nam tablice, transparenty. Lepsi z techniki ogarniają nagłośnienie. Są kontakty z wykonawcami, którzy zgadzają się na wykonywanie swoich utworów. To jest miłe. Współpracujemy też z KOD i Obywatelami RP.

– Kłopoty?

– Parę osób z naszej grupy było ściganych przez policję, byliśmy legitymowani. Policja jest bardzo gorliwa. I to tylko wobec nas – bo jeśli narodowcy zakłócają nasze legalne zgromadzenia, to nie reaguje.

Więc mamy też dorobek kryminalny – nie wiem, czy być z tego dumnym, czy ubolewać, że tak wygląda wolność słowa w Polsce.

– Czy macie pomoc prawną?

– Tak, mamy gdzie się zwrócić po pomoc. I się przydała.

Była zadyma o koszulkę KonsTYtucJA na pomniku Szwejka w Przemyślu (przyjechała policja kryminalna, spisywali nas, fotografowali, dokumentowali, ale sąd odmówił wszczęcia postępowania); miała być sprawa o koszulki na pomniku ułana i huzara (bo jednego konia ufundował pan marszałek Kuchciński, więc fakt zawieszenia koszulki spowodował interwencję poselską, która skłoniła policję do działań). Na szczęście sąd odrzucił wniosek policji o ukaranie. Za to samo były spisywane osoby ze Stalowej Woli.

Była sprawa o napisy na chodniku i wnioski o przeszukanie naszych domów pod kątem obecności białej farby. Sprawę o napisy na chodnikach miały także dwie osoby z Jarosławia.

– Biała farba obecna jest też w naszych domach.

– U każdego jest, ale to policji nie zniechęciło.

Jeśli cokolwiek się dzieje nielegalnego w mieście, to jesteśmy ciągani do składania wyjaśnień. Koszty tego są ogromne – „pan płaci, pani płaci” za te wszystkie ekspertyzy, analizy danych na dyskach, poszukiwania puszek z białą farbą.

W Sanoku z powodu białych napisów „Konstytucja – nie deptać” wymienili całe płyty chodnikowe. Choć wystarczyłoby zmyć. W Sanoku koleżanka była też legitymowana za zadawanie marszałkowi Kuchcińskiemu pytań, na które on nie chciał odpowiadać. W Dubiecku był pan prezydent – byliśmy z transparentem Konstytucja. Zostaliśmy wylegitymowani. Nas było pewnie pięcioro, policjantów piętnastu, trzy radiowozy.

Te wszystkie działania wyglądają na próbę przestraszenia nas. Ale my staramy się bardzo trzymać prawa. Nie mogą nas ciągać za niszczenie mienia, bo niczego nie niszczymy.

Nie poddajemy się, często jednak czujemy się zmęczeni. To już szósty rok idzie – a końca nie widać. W 2015 r. wydawało się, że to potrwa pół roku, że góra dwa lata, że wybory – jedne, drugie. I nic. Teraz mówią, że prezydenckie. Ile można?

Ale nie, nie poddajemy się.

Jesteśmy grupą ludzi niepokornych i to jest nasza zaleta – a że jako niepokorni uczymy się też współpracy, to jest dodatkowa wartość. Połączyła nas niezgoda. I wspólne wartości: demokracja, wolność, praworządność. Gdyby nie PIS, nigdy nie poznałabym tylu fajnych ludzi. Nie dowiedziałabym się też, po co jest Rzecznik Praw Obywatelskich, co to jest Krajowa Rada Sądownictwa.

Do Konstytucji nie zaglądałam. Nie musiałam, bo ktoś tego pilnował. Ale teraz pilnujemy my.

 
 

[1] Rozmowa 9 marca 2020 r., autoryzacja 13 maja 2020 r.

Autor informacji: Agnieszka Jędrzejczyk
Data publikacji:
Osoba udostępniająca: Agnieszka Jędrzejczyk