Biuletyn Informacji Publicznej RPO

Skończy się jak u Niemöllera - Kiedy przyszli po mnie, nie było nikogo, kto mógłby protestować - artykuł Adama Bodnara dla Gazeta.pl

Data:

Sąd Najwyższy jest zazwyczaj niewidoczny dla obywateli. Na co dzień przeciętny obywatel nie docenia znaczenia Sądu Najwyższego dla budowania systemu prawnego. Spójrzmy na niedawną uchwałę siedmiu sędziów Sądu Najwyższego w sprawie kredytów "frankowych" (z 20 czerwca 2018 r.).

Po pierwsze, tylko specjaliści wiedzą, co to w ogóle jest "uchwała 7 sędziów". Po drugie, tylko specjaliści rozumieją, jakie ma ona znaczenie prawne i czym różni się ona od zwyczajnego postanowienia czy wyroku sądu.

Obywatel być może za miesiąc czy rok rozpocznie sprawę sądową, w której będzie próbował podważyć niektóre postanowienia ze swojej umowy kredytu „frankowego”. I nawet nie zauważy, że stało się to możliwe dzięki właśnie uchwale siedmiu sędziów.

Jazda po pijanemu a SN

Jeszcze inny przykład. Obywatel jechał po pijanemu rowerem. Został zatrzymany przez policję. Przeraził się, że straci prawo jazdy. Jednak policjant spisał go, wypisał mandat, ale prawa jazdy nie zabiera. Dlaczego? Bo właśnie Sąd Najwyższy kilka miesięcy temu stwierdził, że utrata prawa jazdy nie dotyczy jeżdżenia "pod wpływem" rowerem.

I znów obywatel pewnie nie jest świadomy, że wcześniej grupa sędziów zastanawiała się nad tym problemem i postanowiła wyprostować przepisy prawa.

Sporo spraw przed SN dotyczy sfery praw pracowniczych, emerytur i rent. Przeróżne problemy dotyczące noclegu kierowców, przywrócenia do pracy, dyskryminacji, statusu poszczególnych grup zawodowych czy przysługujących im uprawnień.

Czy przeciętny górnik przechodzący na specjalną emeryturę będzie pamiętał, że to Sąd Najwyższy uznał wymóg tylko 5 lat (a nie 15) pracy pod ziemią? A wcześniej była w tym zakresie niejasność w przepisach. Powyższa funkcja interpretacyjna jest wypełniana każdego dnia przez Sąd Najwyższy.

SN to sprawy Pileckiego, Komendy

Sąd Najwyższy naoliwia przepisy naszego prawa, stara się naprawiać błędy ustawodawcy, likwidować luki czy korygować błędy interpretacyjne w orzeczeniach sądów niższych instancji. Sąd Najwyższy jest jak mózg, który jest połączony nerwami z innymi organami ciała - sądami niższych instancji. Bez Sądu Najwyższego tracą one czucie, nie wiedzą jak funkcjonować, jak reagować na otaczający świat, jak dbać o stabilność systemu prawnego oraz zapewnienie sprawiedliwości.

Sąd Najwyższy to także nadzieja na sprawiedliwość w wielu indywidualnych sprawach. Przecież nie każda sprawa ma zaraz moc zasady prawnej, którą trzeba opisywać w podręcznikach prawa czy w specjalistycznych czasopismach. Wielu osobom zależy po prostu na naprawieniu rażących błędów popełnianych przez sądy niższej instancji. Z praktyki RPO szczególnie doceniam te sprawy, w których SN oceniał sytuację osób zamkniętych na wiele lat w szpitalach psychiatrycznych.

Ale to są także tak głośne sprawy, jak sprawa Tomasza Komendy, uniewinnionego po 18 latach więzienia. Również sprawy o znaczeniu historycznym - od rehabilitacji Rotmistrza Pileckiego po wyroki uchylające rozstrzygnięcia z czasów stalinowskich wydawane w stosunku do osób represjonowanych.

SN "odległy" dla prawników

Sąd Najwyższy może się wydawać dla przeciętnego obywatela instytucją odległą. W telewizji nie można zobaczyć transmisji z rozpraw. Siedziba znajduje się w centrum Warszawy i przypomina wyniosły pałac. Wycieczki szkolne raczej do SN nie trafiają. Sędziowie nie są celebrytami, nie zabiegają o popularność, nie umizgują się do mediów. Język uzasadnień wyroków czasami bywa hermetyczny, bo często trudne sprawy trudno streścić w dwóch czy trzech prostych zdaniach.

Sąd Najwyższy jest także odległy dla prawników. Tylko niewielu z nich ma zaszczyt przygotować skuteczną skargę kasacyjną. Zdecydowana większość frustruje się, że ich kolejna skarga została oddalona, że nie byli w stanie przekonać sędziów Sądu Najwyższego do swojej argumentacji. Jednocześnie rozumieją system prawny. Wiedzą, że trzecia instancja to wyjątkowy przywilej, a Konstytucja gwarantuje tylko dwie instancje.

Bo rolą Sądu Najwyższego jest rozstrzyganie najważniejszych spraw, a nie zajmowanie się każdą z setek tysięcy rozpatrywanych każdego roku przez polskie sądy. Tego wymaga efektywność postępowania.

Sąd Najwyższy jest także odległy ze względu na swój skład. Nie każdy może zostać sędzią Sądu Najwyższego. Kiedyś zostałem zaproszony na zjazd sędziów jednej z apelacji. Prawie setka doświadczonych sędziów na sali, wykłady naukowców, specjalistów.

Ale wszyscy i tak czekali na występ sędziego Sądu Najwyższego. Bo on, będąc jednym z nich, dotarł najwyżej. Jak generał w armii. Dzięki ocenie środowiska sędziowskiego zasłużył na zaszczyt orzekania w najwyższej instancji. I tego sędziego Sądu Najwyższego należy słuchać, czytać jego orzeczenia, przemówienia czy artykuły naukowe.

Tak jest w całym demokratycznym świecie. Sąd Najwyższy - czy to w Holandii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych czy w Norwegii - obdarzony jest nimbem profesjonalizmu, wysokich standardów orzeczniczych, doboru najlepszych fachowców. Jego sędziowie cieszą się szacunkiem i uznaniem ich kompetencji oraz doświadczenia zawodowego.

Różni się szczegółowy zakres kompetencji (np. w USA Sąd Najwyższy łączy funkcje naszego SN oraz TK), ale co do zasady nie zmienia się istota jego funkcjonowania. Jest to wymierzanie sprawiedliwości, interpretacja przepisów prawa, dbanie o to, aby sądy niższych instancji orzekały jednolicie w podobnych sprawach.

Trójpodział władzy i rola SN

Sąd Najwyższy może realizować swoją funkcję zapewniania poczucia wymiaru sprawiedliwości dzięki odrębności od innych władz. Na tym właśnie polega geniusz Monteskiusza i jego zasada trójpodziału władz – realizowana na gruncie naszej Konstytucji oraz każdego państwa demokratycznego.

Sąd Najwyższy nie może zastępować ustawodawcy, ale powinien interpretować ustawy. Nie może zastępować rządu, ale musi ten rząd kontrolować w ramach swoich czynności orzeczniczych. Nie może wpływać na skład rządu, ale mogą się zdarzyć sytuacje, kiedy będzie oceniał czy członkowie rządu nie popełnili przestępstwa. Wymierzanie sprawiedliwości w sposób naturalny wiąże się z tym, że czasami Sąd Najwyższy (i inne sądy) może naruszać interesy rządzących.

Podporządkowanie Sądu Najwyższego interesom politycznym będzie oznaczało utratę ostatniego bastionu naszej praworządności. Stąd już tylko krok do ubezwłasnowolnienia wszystkich sądów powszechnych. Możemy milczeć, możemy się przyglądać, możemy czekać na rozwój sytuacji. Ale każdy z nas jest konsumentem, kierowcą, właścicielem, najemcą, spółdzielcą, pracownikiem, emerytem, rencistą. Każdy z nas może stać się podejrzanym, oskarżonym czy pokrzywdzonym. Kiedy państwo staje się wszechwładne, to rolą sądów jest zapewniać przestrzeganie naszych praw i interpretację przepisów zgodną z duchem Konstytucji, a nie interesem politycznym.

Jak niezależnych sądów nie będzie, to skończy się jak w przypowieści Martina Niemöllera: "Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować".

 

Ważne linki:

Autor informacji: Anna Kabulska
Data publikacji:
Osoba udostępniająca: Agnieszka Jędrzejczyk